Mgły już się rozchodzą
Wiotki chłód spowija drogę
Twój blask jeszcze przelewa się
Przez pajęczynę gęstych chmur
Widok smutnej twarzy
Przebłysk wieczystości
Złapał mnie w tym dziwnym miejscu
Nie pozwolił mi przebudzić się
Zostańmy na bezczasu łące
Gdzie liście nićmi splata Słońce
Tu dotyk snu nadaje sens i rytm
Obrotom dusz kosmicznych widm
Przebudzenie to jest niebyt
W nim jest śmierć i ciężki głaz
W tańcu strug mogilnych figur
Martwy dmuch i głuchy wrzask
Siłę znajdę tylko w źródle
Które śpiewa na granicy sfer
Wciągnie mnie w swój wir okrutnie
Wzbudzi zwrot i nada pęd
To ono mnie i Ciebie styka
Ciepłem ściąga w topiel wód
Swoją mocą wciąż przenika
Samotności stapia lód